„Tu w dolinach wstaje mgłą wilgotny dzień,
Szczyty ogniem płoną, stoki kryje cień,
Mokre rosą trawy wypatrują dnia,
Ciepła, które pierwszy słońca promień da.”
A. Starzec - Bieszczady
W Bieszczadach jest coś takiego, co kusi, przyciąga i skłania do ciągłych powrotów w te magiczne miejsca. Ich urokowi nie oparliśmy sie także my - uczniowie i nauczyciele SP w Morawsku. Żądni przygód, wraz ze swoimi opiekunami: panią Agnieszką Portka, Grzegorzem Rokoszem i Bogusławem Noga wyruszyliśmy w planowaną od września wycieczkę szkolną.
Pierwszym przystankiem na trasie było Lesko. Tu wzięliśmy na pokład autokaru pana Dawida Radziejewskiego, naszego przewodnika w dwudniowej eskapadzie po bieszczadzkich szlakach i udaliśmy się do Bezmiechowej Górnej. Droga, którą musieliśmy pokonać może przyprawić o zawał… Stromy, kręty i trudny podjazd w strugach deszczu był nie lada wyzwaniem, ale trud się opłacił i dotarliśmy do kolebki polskiego szybownictwa.
Szybowisko położone jest na jednym z najpiękniejszych szczytów widokowych w Górach Słonnych. Mieści się na nim Akademicki Ośrodek Szybowcowy Politechniki Rzeszowskiej, którego hangary z szybowcami mieliśmy szczęście zwiedzić, a który jest na co dzień niedostępny dla turystów. Z szybowiskiem jest związana historia Tadeusza Góry, który w 1938 roku wystartował w Bezmiechowej, pokonał dystans prawie 580 km i wylądował koło Wilna. Za swój wyczyn otrzymał jako pierwszy pilot na świecie od Międzynarodowej Federacji Lotniczej medal Lilienthala - najwyższe wyróżnienie szybowcowe.
Na tarasie restauracji odbył się pokaz „sokolnictwa”. Pan Hubert Dybaś demonstrował zachowania m. in. sowy płomykówki, puchacza, jastrzębia. Uczniowie mogli przekonać się, że nawet dzikie ptaki można czegoś nauczyć i sprawić, by były posłuszne. Wszyscy z grupy stali się na chwilę sokolnikami i z użyciem specjalnej rękawicy gościli na swojej ręce Lolę, Fionę, Anastazję i Stasia.
W Myczkowcach w ośrodku Caritasu zwiedziliśmy wystawę zwierząt leśnych i obejrzeliśmy film „Wilcze góry”. Większość ujęć była kręcona w polskich Bieszczadach, wzdłuż doliny Sanu. Niesamowite wrażenie robiły zdjęcia zwierząt zmagających się z mrozem i śniegiem, a przede wszystkim wilków w swym naturalnym środowisku.
Solina to kolejna miejscowość utożsamiana z Bieszczadami i przystanek na naszej drodze. Wieś położona jest z dala od głównych bieszczadzkich wzniesień. Próżno tutaj szukać wejść na ciekawe, widokowe górskie szlaki, lecz miejscowość posiada bardzo ciekawą i niepowtarzalną historię. To, co stanowiło i nadal stanowi o jej wyjątkowości to wybudowana po wojnie zapora, dzięki której powstało Jezioro Solińskie. Z uwagą wysłuchaliśmy opowiadania o budowie i szczegółach technicznych funkcjonowania olbrzymiej elektrowni wodnej, po czym wyruszyliśmy do miejsca noclegu, czyli Ustrzyk Górnych.
W piątek 15 czerwca po śniadaniu i wykwaterowaniu się z domu rekolekcyjnego wyruszyliśmy do Przełęczy Wyżniańskiej i stamtąd już piechotą, zielonym szlakiem na Połoninę Caryńską. Szlak stromo wznosi się do góry przechodząc przez łąki, na których kiedyś znajdowały się zabudowania wsi Berehy Górne. Ze szczytu, we wszystkich kierunkach, otwierają się bardzo rozległe panoramy całych Bieszczadów. Niestety, z powodu otaczającej połoninę chmury nie było nam dane podziwiać ich piękna. Szkoda…
Gdy nieco się posililiśmy i odpoczęliśmy przewodnik zarządził zejście. Jako drogę zejścia obraliśmy czerwony szlak do Brzegów Górnych, gdzie czekał na nas autokar. Już spóźnieni wyruszyliśmy do Polańczyka.
Najlepszym sposobem by poznać Jezioro Solińskie jest wsiąść na pokład jachtu i popłynąć z wiatrem w żaglach. Tak zrobiliśmy. Na pokładach dwóch żaglówek - „Gubernatora” i „AP5 Bieszczadnik” opłynęliśmy Wyspę Małą, (na której dostrzegliśmy pawie i zające) oraz podziwialiśmy zaporę w Solinie z perspektywy wody.
Rejs po spokojnym jeziorze solińskim był czystą przyjemnością i pozwolił wszystkim zrelaksować się przed ostatnim już, planowanym postojem w Uhercach Mineralnych.
Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe to przedsięwzięcie łączące turystykę i zamiłowanie do tradycji kolejarskiej. Ta najpiękniejsza trasa kolejowa w Polsce liczy ponad 140 lat. Jej uroki podziwialiśmy przemierzając odcinek do Olszanicy drezynami rowerowymi, napędzanymi - tak jak w rowerze - siłą własnych mięśni nóg. Choć bardzo się staraliśmy i wkładaliśmy w pościg całe serce i siłę - nie udało się nam dopędzić naszego przewodnika, który dosłownie znikał nam z oczu. Jak się później okazało jest on nie tylko przewodnikiem górskim, lecz kolarzem, szybownikiem i mistrzem Polski i wicemistrzem świata w nordic walking… 
Wyprawa drezynami była ostatnim punktem naszej ekspedycji w magiczne i tajemnicze Bieszczady. Ich największą mocą jest legenda, która tworzona jest przez kolejne pokolenia wędrujących tu turystów, do których grona dołączyliśmy. Mamy nadzieję, że chęć powrotu tam będzie źródłem kolejnej, emocjonującej przygody w Krainie Wilka.
Tu znajdują sie zdjęcia z naszej wyprawy :)